Kandydat widmo, czyli PiS-u strzał we własne kolano [KOMENTARZ]

Widmo, zgodnie z definicją, to „duch, zjawa, niematerialna istota z innego świata albo też złudzenie takiej istoty. Pojawia się nagle i nieoczekiwanie, równie nagle i nieoczekiwanie znika. Jego pojawieniu się towarzyszy aura tajemniczości”. Opis ten wydał mi się najbardziej zbliżony do pewnej bardzo tajemniczej postaci, jaka niedawno niespodziewanie wkroczyła na lokalną scenę polityczną. Ta postać to Arkadiusz Baranowski – kandydat na prezydenta Legnicy największej partii w kraju – Prawa i Sprawiedliwości. Partii z krwi i kości, kandydat… widmo.

Arkadiusz Baranowski

Od prawie dwóch lat prowadzę w TV Regionalna.pl program publicystyczny „Konfrontacje”. Zapraszam parlamentarzystów i samorządowców. Rozmawiamy o aktualnych wydarzeniach elektryzujących krajową scenę polityczną, ale też – choć rzadziej – o sprawach lokalnych. Arkadiusza Baranowskiego, kiedy stał się kandydatem PiS na prezydenta, zaprosiłem od razu. Odmówił, tłumacząc – ku mojemu zaskoczeniu – że kampania się nie rozpoczęła, więc nawet gdyby chciał, to w programie nie może uczestniczyć. Tylko od kiedy politycy nie mogą zabierać głosu w sprawach bieżących? Od kiedy nie chcą.

Termin wyborów ogłoszony, ponawiam zaproszenie, ale razem ze startem kampanii kandydatowi Prawa i Sprawiedliwości wystartował właśnie urlop. Zapewnia, że po odpoczynku to i owszem. Do trzech razy sztuka, pomyślałem. Dzwonię, zaproszenie przyjęte, choć wyjątkowo niechętnie. Aż tu nagle, na godzinę przed nagraniem, dostaję SMS z informacją, że jednak nie będzie mi dane gościć pana kandydata PiS. W takiej sytuacji nie postawił mnie jeszcze żaden z kilkudziesięciu moich dotychczasowych gości.

Tę swoistą zabawę w kotka i myszkę musiałem przytoczyć, by zilustrować, że Prawo i Sprawiedliwość postawiło na złego konia. Nie będzie to z pewnością czarny koń październikowych wyścigów, a raczej zagubiony w stadzie osiołek, któremu nie chce się iść na przód. A już na pewno nie chce się pędzić, jak jego konkurenci. Parafrazując słynną i mało entuzjastycznie przyjętą w Polsce wypowiedź byłego prezydenta Francji Jacquesa Chiraca – Arkadiusz Baranowski, przynajmniej na razie, nie stracił, a zyskał okazję, by siedzieć cicho. Mało elegancko, ale skutecznie.

Postawa „cicho-siedząca” jest o tyle zaskakująca, że kampania wyborcza dla polityka, szczególnie aspirującego o najwyższy fotel, to czas szczególny. Czas wytężonej pracy w pocie czoła, bez wyrzeczeń i często z zarwanymi nocami. I to bez względu na polityczne zabarwienie. Tak przynajmniej robią ci, którzy są zdeterminowani, by wygrać. Ci, którzy mają coś do powiedzenia, nawet gdy nie zawsze mówią do rzeczy. Dlatego warto postawić pytanie: czy Arkadiusz Baranowski ma coś do powiedzenia? Czy chce być prezydentem Legnicy? Mój nos podpowiada mi, że w obu przypadkach odpowiedź brzmi „nie”. Moim zdaniem do kandydowania został poniekąd przymuszony, trochę wbrew własnej woli, ale za to w ramach dealu, bo jak to w życiu bywa, nie ma nic za darmo. Dlatego jak ognia unika mediów (z wyjątkiem katolickiego Radia Plus, gdzie wspólnie z redaktorem naczelnym w ustawionej rozmowie obaj panowie dobrze się bawią). Dlatego nie bierze udziału w wydarzeniach publicznych, dlatego właściwie nie istnieje na portalach społecznościowych, gdzie bez przerwy pojawiają się dwaj najpoważniejsi pretendenci do legnickiego ratusza: Jarosław Rabczenko i Tadeusz Krzakowski. Nawiasem mówiąc, obie te grube ryby lokalnej polityki podobne płotki zjadają jeszcze przed śniadaniem.

Dlatego wreszcie nie dziwi mnie ani trochę, że kandydat PiS jest przerażony najbliższymi tygodniami i marzy tylko o tym, by jakoś to przetrwać. Biernie, ale wiernie. Wiernie wobec minister Elżbiety Witek, sprawczyni jego kandydowania, za co nagrodą była niedawno objęta przez niego funkcja szefa legnickiej Delegatury Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska. I to właśnie ów deal.

Tylko dlaczego kandydat widmo? Otóż, idąc tropem definicji – kandydat to niematerialny, trochę z innego świata, albo może nawet jego złudzenie. Pojawił się nagle i nieoczekiwanie, i równie nagle i nieoczekiwanie zniknie. No i na deser: jego pojawieniu się towarzyszy aura tajemniczości. Wszystko się zgadza, bo ten nieznany w mieście, którym chce rządzić, człowiek daje wyraźnie do zrozumienia, że poznany być wcale nie chce.

Post scriptum: Moim zdaniem Arkadiusz Baranowski nie wytrzyma presji i z kandydowania się wycofa. Co wtedy?

Post scriptum 2: Dlaczego PiS wystawił skazanego na porażkę Baranowskiego, a nie mogącego poważnie zagrozić najmocniejszym graczom Wacława Szetelnickiego? Ze strachu przed konkurencją. Szetelnicki dla Elżbiety Witek stać by się mógł w przyszłości poważnym zagrożeniem. Baranowski zagrożenia nie stanowi. Dla nikogo.

Post scriptum 3: Teoria spiskowa dziejów: Arkadiusz Baranowski rezygnuje, Elżbieta Witek skutecznie blokuje Wacława Szetelnickiego. PiS nie ma kandydata. Co robi partia? Popiera kandydata dobrej zmiany… Tadeusza Krzakowskiego. Kurtyna.


Bartłomiej Rodak jest autorem cyklicznego programu „Konfrontacje”, emitowanego na antenie TV Regionalna.pl. 

  1. moze dlatego nie chce z wami gadac, ze pytania panu redaktorowi do „konfrontacji” pisze jego „bezpartyjny” szef?

Dodaj komentarz