Bezpartyjni ostro o ordynacji wyborczej

Bezpartyjni Samorządowcy ostro krytykują zmiany w ordynacji wyborczej, zaproponowane przez posłów Prawa i Sprawiedliwości. Zdaniem liderów ruchu są to propozycje, które zmierzają do tego, że w radach gmin i sejmikach zasiądą głównie przedstawiciele dwóch partii, którzy zamiast zajmować się lokalnymi problemami, będą toczyć spory polityczne powstałe na szczeblu centralnym.

Przypomnijmy, że według propozycji parlamentarzystów PiS na nowych zasadach miałby się odbyć już przyszłoroczne wybory samorządowe. Posłowie partii rządzącej chcą m.in. ujednolicenia sposobu wybierania radnych we wszystkich gminach – obecnie w niewielkich miejscowościach radni wybierani byli w jednomandatowych okręgach wyborczych, a ordynacja proporcjonalna (podobna, jak ta do Sejmu) obowiązuje wyłącznie w dużych miastach. Przedłożony projekt zakłada całkowite wyeliminowanie JOW-ów, które mają zostać zastąpione niewielkimi okręgami wyborczymi. Zmniejszeniu mogłyby ulec też obecne okręgi do sejmików województw.

– Nowa ordynacja spowoduje, że wybory będą miały wszystkie wady JOW-ów i wszystkie wady ordynacji proporcjonalnej. Przy małych okręgach stworzony zostanie sztuczny dwupartyjny system, w którym może się wydarzyć, że partia, która dostanie 30 proc. głosów, będzie miała 2/3 mandatów – komentuje Patryk Hałaczkiewicz, koordynator krajowy ruchu Bezpartyjni. – Małe okręgi, w których faktycznie będą liczyć się tylko dwie partie, nie powodują, że wyborcy są bliżej ludzi, a wręcz przeciwnie. W takiej ordynacji nie będzie głosowania na ludzi, a na szyldy partyjne – dodaje i szacuje, że lokalne organizacje, by faktycznie móc uzyskać mandat, musiałby w takiej sytuacji osiągać wyniki na poziomie minimum 18-20 proc.

Propozycje zmian nie podobają się też burmistrzowi Siechnic, który wraz ze swoją grupą radnych postanowił zasilić szeregi Bezpartyjnych. – Moje doświadczenia praktyczne i naukowe wskazują na to, że nie są to zmiany dobre. Propozycja wprowadzenia wyborów proporcjonalnych do rad gmin od poziomu najmniejszej gminy jest propozycją złą, dlatego, że w małych miejscowościach partie nie mają struktur – twierdzi Milan Ušák, który oprócz tego, że rządzi siechnickim magistratem, jest też doktorem prawa. – Prawdziwa aktywność, która od ponad dwudziestu lat buduje „Polskę Samorządową”, to jest aktywność niepartyjnych samorządowców, lokalnych liderów: sołtysów, działaczy rad osiedli, wójtów, prezydentów miast i radnych – dodaje.

Zdaniem lidera ruchu Bezpartyjni Roberta Raczyńskiego, zmiany proponowane przez polityków Prawa i Sprawiedliwości mogą prowadzić do tego, że lokalni działacze nie będą mieli szans na to, by zasiąść nie tylko w sejmikach, ale też radach miast i gmin, a ich miejsca zajmą partyjni działacze, którzy zamiast zajmować się sprawami lokalnymi, na grunt samorządowy przeniosą spory centralne. – To może się skończyć dramatem – ocenia Raczyński. – Politycy w Polsce nie raz udowodnili, że nie potrafią się dogadać w pozornie prostych sprawach. Obawiam się, że jeżeli partie przejmą samorządy, to nie będziemy mieli wody w kranach – mówi prezydent Lubina.

Bezpartyjni wciąż liczą, że niekorzystne z ich punktu widzenia zmiany, uda się jeszcze zablokować. Członkowie ruchu zapowiedzieli, że wkrótce przedstawią szczegółową analizę projektu ustawy, w której zwrócą uwagę na ich zdaniem najpoważniejsze zagrożenia, jakie niesie proponowana zmiana ordynacji. – Obecnie debata w mediach toczy się nie o tym, o czym powinna. Pod płaszczykiem pewnej transparentności, która miałaby naprawić błędy, które faktycznie występowały podczas wyborów w 2014 roku, próbuje się wprowadzić do samorządów partyjną ordynację – twierdzi Patryk Hałaczkiewicz. – Mam wrażenie, że Platforma i PiS porozumiały się w tej kwestii. Nie słyszę, żeby Platforma głośno protestowała przeciwko tej ustawie, bo ta ustawa służy też Platformie Obywatelskiej – ocenia.

Źródło: tuwroclaw.com

Bartosz Senderek/Fot. Mariusz Huk

Dodaj komentarz